Serdecznie zapraszamy na kolejny rozdział:D Miałyśmy problemy i dlatego tak długo rozdziału nie było, lecz wierszyk na przeprosiny dla Was mamy ;d
Ginny unika Blaise'a jak ognia.
Między Krzywołapem, a Leną będzie wojna.
Hermiona i Draco sztyletują się wzrokiem.
Lav i Ron pocałują się przed zmrokiem.
Harry w nauce się zatraci,
ktoś będzie chciał się pozbyć mokrych gaci.
Diabełek od Smoka nauczke dostanie
Wiewiórka i Mionka zaczną gadnie...
Co się jeszcze dzisiaj stanie?
Lecimy, czas rozwiesić już pranie!
Sofii i Lola <3
- Lena wracaj! - Malfoy był u kresu sił - Cholerny pies - mruknął
pod nosem, patrząc na oddalającą się suczkę. Miał nadzieję, że
wróci w odpowiednim momencie i nie będzie się musiał tłumaczyć
Granger. Zacisnął pięści. Lepiej o niej nie myśleć. Westchnął.
Kiedy tylko wrócił do Pokoju Wspólnego, napadła go tam suczka,
żądając spaceru. Zirytowany blondyn ani myślał się na to zgodzić,
lecz te jej oczy... w końcu niedawno okropnie ją potraktował.
Opuścił ręce ze śmiechem. Rozczula się nad psem... no, ale zawsze
miał słabość do zwierząt. Po jakiś 30 minutach, pies wrócił
merdając ogonem, z patykiem. Położył go, jakby na coś czekając.
Draco spojrzał rozbawiony na Lenę.
- No, mała.. Pokaż co potrafisz - powiedział i rzucił daleko patyk.
Suczka od razu porwała się do biegu.
- No, Dracze, nie wiedziałem, że teraz Ty zajmujesz się Leną -
odparł Theodor zmierzając ku niemu. Malfoy uśmiechnął się.
- Niestety, biedactwo nadal zostaje pod opieką Granger - odparł
spoglądając w stronę, w którą pobiegł pies. Nott uniósł ze
zdziwieniem brwi.
- To czemu się nią zajmujesz? - spytał zaciekawiony. Blondyn
wzruszył ramionami.
- Bo tak - odparł spokojnie. Przyjaciel nic nie odpowiedział, tylko
usiadł obok Dracona. Malfoy już taki był. Theo przyzwyczaił się do
tego typu odpowiedzi. Krótkie i na nic nie odpowiadające. Nott
wybrał się na krótki spacer po błoniach, a kiedy zobaczył
przyjaciela z Leną postanowił do nich podejść i pogadać.
- To co dzisiaj robimy Smoczku?
-Ostrzegam cię Nott, nie przeginaj z tym "Smoczkiem". Nie
mam zamiaru później tłumaczyć, czemu znalazłeś się w skrzydle
szpitalnym - odparł Malfoy, na co obaj wybuchli śmiechem. W tym
momencie podbiegła do nich Lena, merdając ogonem z zadowolenia.
-No co? Jeszcze raz? - spytał blondyn, widząc, że pies daje mu
patyk pod nogi. Draco wziął go i rzucił nim, a Lena od razu porwała
się, aby go znaleźć. Theo widząc przyjaciela bawiącego się z psem
uśmiechnął się pod nosem.
-Widzę, że pupilek Granger Cię polubił.
-Na pewno bardziej od jej właścicielki która się nią w ogóle nie
zajmuje. Zobaczysz ona nie będzie chciała do niej wracać -
powiedział ślizgon patrząc w kierunku, w którym pobiegł pies.
Ślizgom machnął lekceważąco ręką.
- Przesadzasz. Sam wychodziłem z Hermioną i suczką na spacer -
powiedział Theo.
-Następny. Na Salazara, co wy macie z tą Granger? Umówiliście się
na wspólne bronienie jej, czy co? - spytał Malfoy, przypominając
sobie uderzenie Blaise’a. Nott roześmiał się szczerze. Jego brązowe
włosy rozwiały się na wietrze. Spojrzał na blondyna ze szczerym
uśmiechem.
- Blaise chyba ma racje - stwierdził po chwili spoglądając z
zamyśleniem w przestrzeń.
- Z czym? - zdziwił się Malfoy.
- Ty naprawdę polubiłeś Granger.
***
Podeszła do lustra i wygładziła swoje długie blond włosy, które
odziedziczyła po tacie. Odgarnęła kosmyk, który spadł jej na twarz.
Przyjrzała się swoim miodowym oczom, które mimo zmęczenia
połyskiwały. Jej lekko różowa sukienka, była podarta w paru
miejscach. Mimo to nadal wyglądała w niej niezwykle pięknie.
Posiadała idealną figurę, z czego zawsze się cieszyła, jednak teraz
nie zdobywała się nawet na słaby uśmiech. Miała dzisiaj naprawdę
ciężki dzień, w dodatku przyjechał Edward. Amy wywróciła oczami.
Zazwyczaj za każdym razem wiedziała jak znaleźć wyjście z trudnej
sytuacji, lecz tym razem nie miała pojęcia co zrobić. Rodzice nie
raz jej mówili, że będzie wspaniałą królową. Lecz jeśli to wiązało
się z takimi obowiązkami... Przygryzła ze zdenerwowaniem wargę. Od
kiedy rodzice przedstawili jej tego księcia, ciągle chodziła
zdenerwowana. Lecz kto by niby nie był, gdyby się dowiedział, że ma
wyjść za człowieka, którego nie zna. Jak go poznała wcale nie było
lepiej. Jednak teraz on nie chciał zostawić jej w spokoju. Myślała,
że oboje po prostu się zbuntują i przekonają rodziców, ale teraz...
po twarzy pociekły jej łzy.
- Amy, Amy! - Anabell wbiegła do pokoju w jedwabnej piżamie
podskakując z zadowoleniem, a tuż za nią przybiegła jedna ze
służących, dysząc.
Blondynka szybko wytarła łzy i wysilając się, uśmiechnęła się do
swojej młodszej siostry. Prawie nie były do siebie podobne. Mała
miała czarne, długie, lekko kręcące się włoski przy końcach, oraz
duże niebieskie oczy. Nie była szczuplutka jak swoja starsza
siostra, tylko odrobinę pulchna, jednak do małego grubaska było jej
daleko. Poruszała się z gracją tancerki, choć nigdy sama nie
tańczyła. Posiadała niesamowity urok, dzięki któremu mogła
wszystkich oczarować.
- Panienko! Proszę się uspokoić! - mówiła Marlena, służka, która
przybiegła zaraz za małą księżniczką.
- Nic się nie stało - odparła Amy machając ręką. - Możesz iść,
zajmę się nią - zapewniła blondynka. Kobieta pokiwała głową i
wyszła.
- Jedziemy, jedziemy!!!- śpiewała Anabell tańcząc w kółko -
Słyszysz? Jedziemy! - krzyczała.
- Ale gdzie? O co chodzi? - zdziwiła się Amy.
- Jak to gdzie? Do Hogwartu! - zapiszczała Bella.
- Kiedy?!
- Chyba pod koniec listopada, ale świetnie prawda?! - mała była strasznie
podekscytowana. Pierwszy raz zobaczy Hogwart! Tą słynną szkołę dla
czarodziei. Super!
- To niemożliwe, rodzice nic nie mówili!
- Mówili! - Anabella pokręciła głową - Ale Ty w ogóle nie słuchasz!
- Słucham! Tylko wtedy pewnie...
- Powtarzali to 10 razy!
- Bella przestań!
- Pff…
- Nie zachowuj się jak dziecko! Masz już dziesięć lat! Za rok
mogłabyś pójść do Hogwartu - starsza siostra, groźnie spojrzała na
niebieskooką.
- Nie mogłabym, tylko pójdę! - świergotała księżniczka.
- Niby jakim cudem? Chodzimy przecież do Beauxbatons - odparła Amy.
- Zobaczysz! - oczy Belli pojaśniały nagłym blaskiem, po czym
wypadła z pokoju w podskokach. Blondynka pokręciła głową z
politowaniem. Co ta mała znowu wymyśliła? Westchnęła ciężko
wzruszając ramionami.
***
- No już, włączaj. Jeszcze tylko chwilę - nalegał Blaise patrząc na
Hermionę błagalnie.
- Godzinę temu mówiłeś to samo.
- Ale tym razem tak będzie, obiecuję.
- No już dobrze - powiedziała zrezygnowana dziewczyna. Zabini
siedział u niej już od półtorej godziny i oglądał telewizję, Mionie
to nie przeszkadzało, ale na Godryka, ile można? Gryfonka wzięła
pilot do ręki, włączyła "magiczne pudełko" i zaczęła
szukać czegoś co spodoba się ślizgonowi. Trzeba było przyznać, że w
tej kwestii Zabini był bardzo wybredny i gdy Hermiona była już u
kresu sił…
- Stop! Co to było?
- To? To jest... Garfield.
- Możesz zostawić - zgodził się łaskawie i zaczął obserwować jak
gruby kot wspina się na kanapę. Hermiona przez chwilę stała z
szeroko otwartymi oczami. Było tyle ciekawych programów, a on
chciał akurat kreskówkę. No, ale tak to już jest, chłopak zawsze
zostaje dzieckiem. Brązowooka przez chwilę jeszcze popatrzyła na
przyjaciela, który nie odrywał wzroku od telewizora i zabrała się
za resztę pracy domowej. Po niespełna piętnastu minutach usłyszeli
pukanie do drzwi.
- Proszę!- zawołała Hermiona porządkując papiery na biurku. Do
dormitorium weszła zadowolona Ginny.
- Cześć Mionka, nie przeszkadzam? Wiem, że chłopaków jeszcze nie
ma, ale przyszłam bo strasznie mi się nudziło - powiedziała, a jej
wzrok padł na Blaise - A ten klops co tu robi?
- To, że ten kot jest trochę bardziej puszysty niż reszta, nie
oznacza, że jest klopsem - odparł Zabini tonem pełnym oburzenia.
- Ale ja wcale nie mówiłam o kocie - powiedziała z wrednym
uśmieszkiem.
- Ja też nie jestem klopsem wiewiórko. Po prostu jestem umięśniony.
- Ciekawe z której strony?
- Nie wierzysz? Mam ci pokazać? - spytał ślizgon z wrednym
uśmieszkiem, łapiąc się za dół bluzki, gotów ją w każdej chwili
zdjąć.
- Nie! Błagam! Oszczędź nam tego okropnego widoku! - zawołała Ginny
widząc, że chłopak nie żartuje.
- Okropnego widoku? Mój brzuszek jest boski, zresztą tak jak jego
właściciel.
- Boski?! Ty chyba nigdy nie widziałeś się w lustrze.
- Każdego dnia widzę. I każdego dnia widzę w nim super
przystojniaka.
- No chyba nie.
- Dobrze, już dobrze. Blaise chyba już pora, abyś wrócił do siebie
- powiedziała Hermiona, próbując się uspokoić.
- Co, teraz? Mój Garf się nie skończył.
- A ty dzieckiem jesteś, że bajki oglądasz?
- Masz z tym jakiś problem? - zapytał Blaise, krzyżując ręce na
piersiach. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi – O, mamy gości. To
jakieś dziewczyny? - i nie czekając na reakcję gryfonek poszedł
otworzyć drzwi.
- E, to tylko Potter i Weasley. Mam ich wpuścić Mionka?
- Herm, a co on tu robi?
- Jak to co, stoję, nie widzisz?
- Spokojnie Ron, Blaise pójdzie kiedy Garfield się skończy. Nie
musisz się od razu denerwować.
- Mam nadzieję - rzucił Ron pod nosem i razem z Harry'm weszli do
środka dormitorium - Mam nadzieję, że ten Garfild się za chwile
skończy. - Niestety Ron nie miał racji, bo bajka trwała i trwała,
ale po dziesięciu minutach oglądania razem nikomu to nie
przeszkadzało. Gdyby ktoś wszedł teraz do środka ujrzałby
zaskakujący widok. Czwórka gryfonów i jeden ślizgon, siedzących na
kanapie i śmiejąc się do rozpuku z poczynań grubawego kota,
wprawiłby w zdziwienie niejednego ucznia i nauczyciela.
- Ten kot jest genialny - powiedziała Ginny ocierając sobie łzy ze
śmiechu, w czasie trwania przerwy.
- Ten kto wymyślił tę bajkę jest geniuszem - powiedział Harry -
dawno się tak nie uśmiałem.
- Może się czegoś napijemy?- spytała Hermiona i wyczarowała dzbanek
soku dyniowego i pięć szklanek.
- Jak myślicie kto w tym roku wygra Puchar Quidditch'a? - spytał
Zabini, nalewając sobie soku.
- Gryfoni – powiedziała jednocześnie czwórka przyjaciół.
- Czy tylko ja tu racjonalnie myślę? Oczywiście, że ślizgoni
wygrają. Ale spokojnie nie tylko to, myślimy też o Pucharze Domów w
tym roku. Snape by się ucieszył.
- Co? I jeszcze Puchar Domów? Możecie koło niego conajmniej
przejść, w tym roku Gryfoni zgarną wszystko - odparł Ron.
- Zobaczymy kto koło niego będzie tylko przechodził, ja tam mam
zamiar go trzymać.
- Skończyliście już czytać rozdział siódmy i ósmy? - spytała szybko
Hermiona, nie chcąc słyszeć odpowiedzi przyjaciela, czuła, że nie
będzie najmilsza.
- Co? Z czego? - spytał zdziwiony Blaise.
- Z "Poradnika transmutacji dla zaawansowanych".
- Długie są? - spytał zaniepokojony Ron, który najwidoczniej też
nie przeczytał.
- Razem będą miały chyba ze sto stron - powiedziała Ginny.
- Co?! Aż tyle?! - zawołali razem Zabini i Weasley.
- Trzeba było zabrać się za to od razu, a nie czekać na ostatni
moment - pouczyła ich Hermiona.
- A radziłabym zabrać się za to od razu, sto stron zapisanych małym
druczkiem i bez żadnych obrazków - powiedziała ruda z wrednym
uśmieszkiem.
- I jeszcze bez obrazków? McGonagall chce żebym umarł z nudów?
- Nie, ona chce żebyś umarł z przemęczenia - odparł Harry i akurat
w tym momencie zaczął się na nowo Garfield. Pomimo początkowego
przygnębienia, Ron i Blaise śmiali się jak przed przerwą. I po
niespełna pięciu minutach sto stron do przeczytania na jutro
odeszło w niepamięć. No bo w końcu grubawy kot jest najlepszą
pociechą, a McGonagall zrozumie czemu nie odrobili pracy domowej.
Hermiona pokręciła litościwie głową. Ona sama zamierzała odrobić
pracę od McGonagall choćby nie wiem co.
***
Malfoy zdjął koszulę i rzucił się na łóżko wtulając głowę w
poduszki. W uszach ciągle dźwięczały mu słowa przyjaciela."Ty
naprawdę lubisz Granger". Obrócił się niespokojnie na plecy
patrząc w zielony sufit. Zamknął oczy wspominając ciąg dalszy tej
rozmowy.
"- Odbiło Ci? - spytał blondyn patrząc na Theo z przerażeniem,
choć dobrze ukrytym pod maską obojętności - Skąd Ci się biorą takie
chore pomysły? - pokręcił głową z politowaniem.
- Zawsze byłeś dobrym kłamcą Dracze - odparł Nott nadal uśmiechając
się z zadowoleniem.
- Przyznaj się! Co brałeś? - Malfoy potrząsnął przyjacielem.
- To Ty się przyznaj - odparł spokojnie przyjaciel.
- Chyba żartujesz. - prychnął Malfoy, strzepując niewidzialny kurz
z bluzy.
- Ale wiesz, że to prawda. Im bardziej sobie to uświadamiasz tym
bardziej jej dokuczasz. Choć próbowałeś przestać, prawda? Wtedy,
kiedy przez Ciebie płakała.
- Ja.. skąd... nie...- Draco z zaskoczeniem spoglądał na
Nott'a.
- Skąd wiem? Widziałem, że próbowałeś. Ty się po prostu boisz
Malfoy. Boisz, że ona może do Ciebie dotrzeć. Nie chcesz nikogo do
siebie dopuścić - Theo spojrzał poważnie na przyjaciela - Boisz
się, że nie dasz rady odeprzeć ją od siebie. Dlatego takie jesteś.
Ślizgon wstał i spojrzał na blondyna świdrując go wzrokiem. Nie
masz się czego obawiać. Powinieneś w końcu zaufać. Nie mówię tylko
o niej Smoku..."
Malfoy przykrył twarz poduszką próbując pozbierać myśli. Nott miał
rację. Cholerną rację. Arystokrata wstał, przechadzając się po
pokoju. To nie było tak, że nie ufał, że nie wierzył w miłość czy w
co tam jeszcze. Bał się. Sam przed sobą musiał to przyznać. Taka
była prawda. Theodor jednak miał rację. Nie miał się czego obawiać.
Miał przy sobie prawdziwych przyjaciół. Nie zostawili go, jak byli
śmierciożercami i nie zostawią go teraz. Znów usiadł na łóżku
oddychając głęboko. Lekki uśmiech wpłynął mu na twarz. Wiedział już
co robić