piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 18 Ja chcę Ognistą!


Bez zbędnego przynudzania, zapraszamy na kolejny rozdział!:D
Przypominamy :
Czytasz= Komentujesz
 To właśnie Wasze komentarze motywują nas do dalszego działania ; )
Ah i rozdział dodany bez sprawdzenia bety, także przepraszamy za błędy ; c


Pozdrawiamy zimno, bo jest zdecydowanie za ciepło ;p Sofii i Lola <3




"Omnis amans amens"
( łacińskie : każdy zakochany szaleńcem. )





Siedziałem koło tego idioty Blaise'a, który ciągle dopingował Granger. Miałem ochotę go trzepnąć i spytać po czyjej jest stronie. Lecz te wrzaski utwierdziły mnie w przekonaniu, że na pewno nie po mojej. Nie wiem jakim cudem, ale Granger radziła sobie całkiem dobrze. Nie potrafiłem zatuszować uśmiechu, który pojawił się mimowolnie na mojej twarzy. Ta zawzięta gryfońska lwica nie chciała się poddać. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jednak… w pewnej chwili coś się zmieniło. Zdążyłem zauważyć, jak gryfonka złapała znicz. Słyszałem wiwatujące głosy Diabła i innych, jednak ciągle wpatrywałem się w Granger. Coś było nie tak. Widziałem jak zaczęła tracić kontrole nad miotłą. Po chwili leciała wprost pod trybuny, zdawałem sobie sprawę, że lada chwila spadnie. Zacisnąłem ręce na balustradzie. Nie wiedziałem nawet, kiedy do niej podszedłem. Nim zdążyłem się zorientować co robię, wyciągnąłem różdżkę wypowiadając zaklęcie. Czas jakby zwolnił. Patrzyłem jak Granger unosi się w powietrzu zdezorientowana. Widziałem jej rozbiegany wzrok, który po chwili spoczął na mnie.  Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Starałam się opanować, być chłodny i niedostępny,ale…
-Brawo stary! Wiedziałem, że jak zechcesz, to potrafisz. - Zabini poklepał mnie po plecach, wyszczerzając się w moją stronę. Pyk. Chwila minęła.
Opuściłem gryfonkę na ziemię. Od razu przybiegła do niej drużyna. Odwróciłem wzrok. Z trybun gryfonów, dosłyszałem kolejne gromkie wiwaty. Słyszałem śmiech Diabła. Nikt nie zastygł w bezruchu na widok ślizgona ratującego gryfonkę. Nikt tego nie zauważył. No prawie. Dostrzegłem jeszcze spojrzenie Ginny i jej lekki uśmiech w moją stronę. Trochę, nie, bardzo mnie to zdziwiło. Dodatkowo zauważyłem, że z trybun domu Lwa patrzą się na mnie dwie zszokowane twarze. Weasley'a i Potter'a.  Bliznowaty szybciej się pozbierał i skinął głową w moją stronę. Zrozumiałem, że w ten sposób mi podziękował. Poczułem się dziwnie. Miałem mieszane uczucia co do tej całej sytuacji. Zszedłem szybko z trybun, ignorując wołanie Diabła i na nowo stając się niedostępnym ślizgonem. 



 ***



Kiedy weszła do Wielkiej Sali na kolacje, powitały ją okrzyki gryfonów.W końcu pierwszy raz w historii Hermiona Granger miała grać na stanowisku szukającej. Ogólnie, pierwszy raz grała w drużynie szkolnej Quidditch'a.  Nawet McGonagall zdobyła się na uśmiech po tak szokującej nowinie. No bo kto by się spodziewał? Sama zainteresowana była w całkowitym szoku. Dałam radę, naprawdę dałam radę. - myślała, uśmiechając się sama do siebie.
- No, Hermi. - zaczął Ron, kiedy usiadła koło niego i Harry'ego - Witamy na nowej drodze życia! - poklepał ją lekko po plecach szczerząc się w jej kierunku. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Nadal w to nie wierzę. - pokręciła głową.
- To lepiej uwierz. - zielonooki mrugnął do niej. - Tyle pracowałaś. Zasłużyłaś na to. -zapewnił ją.
- Dziękuję. - gryfonka uroczo się zarumieniła.
- A Wy, kiedy zaczynacie?
Rudzielec od razu się nachmurzył.
- Zaraz po obiedzie. - jęknął.
- Weź się w garść, na pewno dostaniesz się do drużyny. - zapewniła go Granger.
- Nie pierwszy raz grasz Ron. - mówił Wybraniec.
- I nie pierwszy raz możesz zawalić. - uśmiechnęła się wrednie nadchodząca Gin.
- Ginny. - syknęła Hermiona, spoglądając z niepokojem na rudego.
- Ona ma rację. - wymamrotał najmłodszy syn z rodziny Weasley'ów.
- No i widzisz co zrobiłaś? - westchnął poirytowany Potter.
- Eh, nie przesadzajcie. Ron, skoro nawet Hermiona dała sobie radę, a sądząc z początków, to był po prostu cud!
- Ej! - obruszyła się Mia*
- No taka prawda Hermi. - stwierdziła ruda z miną aniołka.
- A właśnie. - zaczął Wybraniec, nim Hermiona odpowiedziała. - Co się stało na boisku Miona między Tobą i M...
- Masz racje Harry, powinieneś zjeść tą mandarynkę. - warknęła Gin, przerywając wypowiedź Wybrańca i wychylając się, aby wepchać przyjacielowi, wybrany owoc do ust. Sprawiając tym samym, że Potter zaczął się krztusić. Starsza gryfonka spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem, starając się ratować przyjaciela. Ruda nie przejęła się zbytnio stanem zielonookiego. Za to z niepokojem patrzyła w stronę brata. Lecz, jak zauważyła po chwili, Ron był zbyt zaabsorbowany przyjęciem do drużyny, by słuchać Harry'ego. Gin pozwoliła sobie na ciche westchnienie nieopisanej ulgi.



Draco siedział spokojnie przy stole ślizgonów, mimowolnie wpatrując się w Granger. Uśmiechnął się na myśl, o ostatniej rozmowie z gryfonką w jej dormitorium. (od aut. Poprzedni rozdział. ; d) Nie ma to jak rzucanie w drzwi poduszką.
- Chcesz kogoś zaczarować Smoku?- zdziwił się Theo, zauważając błądzący wzrok Draco.
- Oczywiście, że chce. - odparł za Dracze Diabeł. - Jej imię zaczyna się na H, to nie jest żadna gra, ma burze loków na głowie i Malfoy wyląduje przez miłość do niej w grobie. Jejejej. - zanucił Diabeł, po czym uchylił się, w pokornym geście przed morderczym wzrokiem Draco.
- Zajmij się swoimi głupimi laskami. - odparł zirytowany Smok.
- I kto to mówi? To nie ja patrzę na Hermionę, jak pies na kiełbasę. - mruknął Blaise po czym ułożył się w pociągającej pozie, spojrzał w kierunku przyjaciółki i zaczął naśladować głos pana M. - Chodź do mnie Granger, no chodź, bo nie wytrzymaaa... Aaa!!!-  Diabeł wziął nogi za pas, widząc wypisany zamiar jego zabójstwa na twarzy Malfoy'a.  Tuż za nim leciał platynowany rottweiler,  wściekły jak Dumbledore bez swoich dropsów.
- Malfoy! Zabini! Co wy wyprawiacie?! - wrzeszczał za nimi Snape. Nagle dało się słyszeć odgłos spadającego ciała. To Nott właśnie śmiał się na całego.
- Odbiło im. - skomentowała zachowanie ślizgonów, Miona. Trójka jej przyjaciół pokiwała ze zgodnością głowami.



***



Hermiona ze zmęczeniem opadła na kanapę, przy kominku, w pokoju wspólnym. Z ulgą położyła nogi na drugim oparciu. To był naprawdę ciężki dzień. Zaraz po obiedzie Mia poszła zobaczyć przyjęcia do męskiej drużyny gryfonów. Gryfonka przymknęła z rozkoszą oczy. Jej ciało zdecydowanie domagało się odpoczynku po porannych akrobacjach. Brakowało tylko jednego. Gryfonka z ociąganiem wstała i udała się do barku. Po chwili przypomniała sobie, że przecież tam są same soki. Ognistą dwaj ślizgoni, już dawno wypili. Lekki uśmiech rozjaśnił jej zmęczoną twarz. Dumbledor zrobił niezły kawał ślizgonom. Malfoy tydzień złorzeczył na dyrektora po tym przykrym dla niego odkryciu. I znowu Malfoy, jak go nie widzi to o nim myśli. Jej piękne czekoladowe oczy zwróciły się ku górze, jakby prosząc Merlina o cierpliwość. Westchnęła ciężko. Szklanka Ognistej przechodziła jej właśnie koło nosa. Zastanowiła się. Ginny była na randce z Dean'em. Narcystyczny dupek gdzieś przepadł, a nawet jakby był, ona nigdy, nie poprosiłaby go o alkohol. To w takim razie... Diabeł! - pomyślała Granger i pstryknęła palcami. Ruszyła raźnym krokiem w kierunku dormitorium Zabiniego. Zapukała delikatnie, Blaise otworzył, niemal natychmiast. Jego mina wyrażała skrajną nudne, po chwili zmieniła się ona na promienny uśmiech, kiedy zauważył przyjaciółkę.
- Miona! - przytulił ją szybko, dając dodatkowo całusa w policzek. Gryfonka zarumieniła się lekko, po czym spojrzała z zaciekawieniem na ślizgona. Jak zwykle nienaganny Blaise zaprosił ją gestem ręki do środka. Gryfonka weszła do dormitorium ciemnoskórego ślizgona. Z zainteresowaniem rozejrzała się po pokoju. W nim dominowały kolory zieleni i srebra. Diabeł posiadał dosyć dużą, zieloną kanapę i jak zauważyła z zazdrością gryfonka, mały kominek.
-Przyszłam bo chciałabym się czegoś napić i przy okazji pogadać- powiedziała i rozsiadła się na kanapie.
-Napić, tak? To co powiesz na sok dyniowy?
-Nie, chciałabym coś mocniejszego.
-Wodę z dodatkiem cytryny?
-Nie, Blaise. Ognistej. Chciałabym napić się ognistej.
-Nie, to nie możliwe- wyszeptał Zabini i złapał się za głowę udając przerażenie.- Nie wieżę, nie sądziłem, że dożyję tej chwili, gdy Hermiona Granger poprosi mnie o alkohol. Trzeba uczcić ten moment.- Podszedł do szafki wyciągnął dwie szklanki i butelkę Ognistej, nalał do nich i jedną podał Hermionie.- Proszę- uśmiechnął się zawadiacko, podając jej szklankę z alkoholem.  Gryfonka spojrzała ze zirytowaniem na ślizgona, który usadowił się w fotelu. Jak on śmiał ze mnie kpić?!- denerwowała się. Mimo to zmęczenie wzięło górę, więc tak jak poprzednio w Pokoju Wspólnym, tak teraz w dormitorium przyjaciela, położyła się wygodnie na kanapie, przymykając leniwie oczy.
- Przypominasz mi Malfoy'a - zaczął ślizgon zaczepnie.
- Nie dam się dzisiaj Blaise - odparła spokojnie Granger.
- Ty też nie?! - Zabini był oburzony- Najpierw Dracze mnie spławił. Teraz Ty mi odpływasz. I komu ja mam zatruwać życie?! - spytał urażonym tonem. Gryfonka jęknęła. Co chwile tylko ten gad. Godryku za co?!
- Nie mamy innych tematów do rozmowy? - spytała uchylając jedno oko.
Blaise posłał jej iście ślizgoński uśmiech.
- Myślałem, że się ucieszysz, że twój rycerz na białym, czekaj czarnym, tak czarnym koniu dzisiaj cię uratował- mruknął Diabeł.
- Zaraz uratował - burknęła Granger- po prostu mi pomógł - stwierdziła przekręcając się tyłem do Blaise'a.
Usłyszała za sobą ciche prychnięcie. Skuliła się odrobinę bardziej. Nie wiedząc nawet kiedy, zasnęła.




***






Lena przechadzała się korytarzami zamku poszukując odpowiedniego miejsca. Wiedziała, że jej właściciele nie chcą żeby wychodziła z ich pokoju, ale... właśnie nadszedł jej czas. Potrzebowała być sama. Zobaczyła uchylone drzwi do klasy i pobiegła w ich stronę.


Blondyn szedł w kierunku Wielkiej Sali, gdy nagle zauważył psa. Nie byle jakiego psa, tylko Lene. Co ona tu robi? Czy to nie przypadkiem Granger miała się nią teraz opiekować?- zmarszczył ze zdziwieniem brwi. Jeśli ktoś ją znajdzie będą kłopoty. I to bardzo duże. Szybko podszedł do klasy, do której, jak mu się zdawało weszła Lena. W środku było tak jak przedtem, żadnego śladu obecności psa. Draco odetchnął z ulgą. Przynajmniej nie będzie musiał po niej sprzątać. Zamknął drzwi i zaczął się rozglądać za psem.
-Lena, chodź do mnie. Musimy z tąd jak najszybciej wyjść- powiedział Draco, lecz pies nie przybiegł.-Mam dla ciebie ciasteczka. Chodź szybko- w odpowiedzi usłyszał tylko ciche popiskiwanie. Powoli ruszył w stronę dźwięku. W rogu klasy, koło dużej szafy zobaczył wciśniętą Lenę i...na Salazara...szczenię. Z wrażenia musiał oprzeć się o najbliższą ławkę. Nie mógł w to uwierzyć. Lena była w ciąży. Jak mógł tego nie zauważyć? Co prawda pies trochę utył, ale myślał, że to wina Diabła który za bardzo ją dokarmiał. Jak się teraz okazało winny wcale nie był Zabini, tylko... No właśnie, kto? W zamku oprócz Leny nie ma innego psa. Czyżby Lena podczas naszej nieobecności robiła sobie małe spacerki? Jeśli tak, to teraz zawsze wieczorem będzie sprawdzał drzwi od pokoju wspólnego. A co jeśli ojcem jest jakiś kundel?
-Z kim ty się zadajesz Lena?- zapytał Draco i zrezygnowany spojrzał na szczenię. Jest tylko jedno. Czy przypadkiem psy nie rodzą więcej młodych? Oby nie tym razem. Więcej szczeniąt równa się więcej kłopotów.  Popatrzył na Lenę i miał przeczucie, że to jeszcze nie koniec.Ślizgon obrócił się.
-Colloportus- wyszeptał, unosząc różdżkę w kierunku drzwi.

Odwrócił głowę w stronę psów. Uwielbiał psy, ale teraz odstraszał go widok krwi na małych pieskach. Nie chciał dotykać jej szczeniąt, jeszcze Lena w przypływie matczynego instynktu mogłaby go pogryźć. Jednak z drugiej strony nie mógł ich tu tak zostawić. To w końcu Lena, jego ukochany pies, chociaż nigdy nie przyznałby się do tego pewnej nieznośnej gryfonce. Draco zamknął na chwilę oczy, jakby w głowie rozważając wszystkie argumenty za i przeciw.
-Zachowuję się zupełnie jak Granger- powiedział sam do siebie.
Niepewnym krokiem podszedł i uklękł przy niej, widząc, że suczka nie ma nic przeciwko. Położyła się na boku i zaczęła parcie. Draco nie miał pojęcia co mógłby teraz zrobić. Pierwszy raz w życiu znajduje się w takiej sytuacji. W przypływie impulsu zaczął głaskać Lenę, co spotkało się z zadowoleniem. Po kilku minutach zobaczył czarną kulkę pod ogonem.
-Na Merlina, w co ja się wplątałem!?- pomyślał Draco. Znów zamknął oczy, marząc, że jak tylko je otworzy zobaczy samą Lenę. Niestety nie. Zobaczył suczkę liżącą małą czarną kulkę. Teraz została mu tylko nadzieja, że to jest jej ostatnie szczenię, jednak chwilę później zobaczył następną kuleczkę. Po czwartym był śmiertelnie pewny, że to już koniec, więc o mało nie dostał zawału serca widząc kolejną kulkę. Gdy Lena zajmowała się swoimi potomkami, Draco ciężko oddychając siedział na podłodze, plecami oparty o szafę. Już nigdy więcej nie będę przy żadnym porodzie- obiecywał sobie w duchu. Kiedy oddech mu się wyrównał przyjrzał się dokładnie szczeniętom. Pierwsze było takie samo jak matka, natomiast drugie było jej przeciwieństwem. Było całe czarne. Trzecie też było białe z czarnymi łapkami i ogonkiem, oraz lewym uchem, a czwarte było czarne ze średniej wielkości białym kształtem, przypominającym serce, znajdującym się pod okiem. Piąte, podobnie jak pierwsze wdało się w matkę. Oprócz odpoczynku Draco chciał już tylko jedną rzecz.
- Chcę Ognistą - wymamrotał jedyny potomek Lucjusza Malfoy'a.








***







Hermiona z rozkoszą się przeciągnęła. Krótka drzemka zdecydowanie dobrze jej zrobiła. Leniwie otworzyła oczy, przed, którymi ujrzała uśmiechniętą twarz Blaise'a.
- A kuku- zaśmiał się jej przyjaciel.
 Z ust Mii wyrwał się zduszony jęk i bezceremonialnie zleciała na podłogę.
-Auć- skrzywił się Diabeł- to musiało zaboleć- dodał po chwili, po czym pomógł przyjaciółce wstać.
-C...co ja tu robię? -spytała zszokowana Hermiona, orientując się, że nadal znajduje się w dormitorium Zabiniego.
-Nawet cię nie dotknąłem- powiedział ślizgon odchodząc i unosząc ręce w obronnym geście.
- Nie! Nie o to mi chodziło - spurpurowiała gryfonka.
- Wyglądasz jak piękny, dorodny pomidorek- zachwycił się Blaise. Hermiona zakrykła twarz rękoma.
- Diable, zlituj się- wymamrotała, zawstydzona Granger.
- Dobra, niech ci będzie-mówił Diabełek puszczając przyjaciółce perskie oczko.
- A właśnie, czy...- zaczęła Mia, po chwili przerywając na dźwięk otwieranych drzwi w Pokoju Wspólnym.
- No wreszcie, myślałem, że Dracze dzisiaj nie zaszczyci już nas swoją obecnością- zaśmiał się Zabini, szybko wychodząc z dormitorium. W jednej chwili osłupiał. Po prostu zatkało go. Dostrzegł rudą w objęciach Deana Thomasa.








***






Zdziwiona Hermiona, widząc dziwną reakcje przyjaciela, podeszła bliżej zastanawiając się co tym razem wymyślił ten tleniony idiota. Pierwszy raz żałowała, że zamiast Draco, pojawiła się Ginny. Jeden rzut oka wystarczył jej, aby stwierdzić, że tego wieczoru poleje się krew.
Atmosfere robiła się coraz bardziej nieprzyjemna. Starsza gryfonka przygryzła wargę ze zdenerwowania. Musiała szybko coś wymyślić. Niestety, akurat w tej sytuacji rozum ją zawiódł.
- Co to ma być?- warknął wkurzony Diabeł. W tej sytuacji można było śmiało powiedzieć, że przybył prosto z piekła.- Ginny- syknął- może odprowadzisz przyjaciela do drzwi, abyśmy spokojnie mogli porozmawiać? - spytał Zabini, siląc się na spokojny ton. Ruda zadrżała na dźwięk swojego imienia. Pierwszy raz zdarzyło się, aby ślizgon wypowiedział je, w jej obecności.
-Nie widzę takiej potrzeby- mimo strachu, Weasley postanowiła dać nauczkę Blaise'owi.
-Naprawdę Ginny? - powoli wycedził ślizgon.
- Jeśli jest jakiś problem...- zaczął gryfon.
- Zamknij się, zanim obije ci tą buźkę Thomas. A szkoda byłoby stracić parę zębów, nie sądzisz?- mówił Diabeł posyłając rywalowi zabójcze spojrzenie.
- Blaise! - próbowała uspokoić przyjaciela Hermiona.
- Więc tak to się robi? Najpierw się ze mną całujesz, a potem lecisz do tej ofermy ? - warknął Diabeł, ignorując przyjaciółkę.
- Co takiego?!- Dean wybałuszył oczy.
- Nie, to nie tak!
-A jak?! - odezwali się równocześnie Blaise i Thomas. Nagle drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się z hukiem.
- Granger! Mam dla ciebie niespodziankę!- krzyknął Dracze, wchodząc z ironicznym uśmieszkiem. Zastał zwrócone w swoją stronę cztery postacie.
-Ja chcę Ognistą- wymamrotała pod nosem Gin.




* angielski odpowiednik Hermiony

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 17 Złoty Znicz


Witaaamy:D
Taka przerwa O.o Nie zapomnieliście o nas? :D Mamy dla Was kolejny, długi rozdział! :D
Prosimy o szczere komentarze :3


Małe ogłoszenie: Dzięki naszej ukochanej becie wszystkie rozdziały są w trakcie poprawiania, dzięki czemu błędy nie będą już kłuły Wasze piękne oczka *.* Ukłon od nas dla kochanej Kamili! :*
 
Pozdrawiamy :*

Sofii i Lola <3






"I trudno mi się przyznać,
że to wszystko nagle traci sens
gdy Ciebie nie ma.
Na głos nie wypowiem,
że tęskniłam gdy nie było Cię
trochę za długo."

A.Dąbrowska „Trudno mi się przyznać”






Dni leciały z szybkością Pottera ścigającego znicz. Wszyscy byli zestresowani ślubem oraz zbliżającym się terminem naborów do drużyny męskiej, jak i żeńskiej. W ostateczności Ministerstwo uległo namowom i zgodziło się, aby w finale drużyna dziewczyn mogła walczyć przeciwko chłopakom. Nauczyciele bardzo zaniepokoili się tą wiadomością.
 W związku z napływającym przyjęciem oraz remontem, dyrektor miał coraz mniej czasu. Dało się to odczuć nie tylko uczniom, ale również nauczycielom. Mimo, że nikt nikogo nie zmuszał, prefekci chętnie pomagali swoim autorytetom w zaplanowaniu wszystkiego do samego końca. Dni, jak i tygodnie szybko mijały i w końcu nastał dla wszystkich ten jakże ważny dzień .
Hermiona otworzyła leniwie oczy, przypominając sobie co dzisiaj ma nastąpić. Z jękiem przycisnęła poduszkę do twarzy. Nie miała najmniejszej ochoty na wyjście z pokoju. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi.
- Merlinie błagam, niech dadzą mi jeszcze pospać. - mruknęła przymykając oczy.
Niestety, zamiast spokoju dało się słyszeć walenie w drzwi. W końcu gryfonka zwlokła się z łóżka przeklinając osobę, która zakłóciła jej spokój. Zamurowało ją, kiedy zobaczyła kto stoi w wejściu.
- Nie... tylko nie Ty... - jęknęła.
A jednak. W drzwiach stał nie kto inny, jak Draco Malfoy, który uśmiechał się w jej stronę złośliwie.
- Gotowa na dzisiaj? - spytał lustrując ją wzrokiem. Niestety tym razem się zawiódł, bowiem Hermiona wybrała słodką, zamiast sexownej piżamki, lecz w sumie to nie było takie złe. Od pamiętnego dnia, kiedy przyjaciel uświadomił blondynowi, co robi źle, Draco starał się zdobyć sympatię gryfonki. Przestał ją wyzywać oraz jej grozić i częściej z nią bywał. Oczywiście jak zwykle dochodziło między nimi do kłótni, ale gdyby tego zabrakło to Malfoy chybaby nie przeżył.
- Co ja ci takiego zrobiłam, że ciągle za mną łazisz poczwaro? - zmierzyła go wzrokiem.
- Też cię uwielbiam Granger. - stwierdził Smok, po czym po prostu wepchał się do jej pokoju, siadając na jednym z foteli. Hermiona ze zdziwieniem obróciła się w jego stronę.
- Nie wiesz, że zazwyczaj się kogoś zaprasza, aby wszedł do środka? - uniosła brwi, oczekując wyjaśnienia.
-Ależ wiem. Otworzyłaś mi drzwi i powitałaś bez wyzwisk, myślę więc, że mogę to uznać za zaproszenie. - mówił opierając rękę pod brodę, udając, że się zastanawia.
Hermiona ciężko westchnęła. Naprawdę nie rozumiała co się działo ślizgonowi, już raz działa się taka sytuacja. Wtedy wszystko wróciło do normy. Zaniepokojona spojrzała w stronę Dracona.
- Dobra Malfoy przyznaj się, chcesz mi zrobić kawał? - spytała zamykając drzwi.
- A nie możesz uznać mojego zachowania, za miły gest odmienności? - spytał mrugając okiem w jej stronę.
- Nie mogę, bo Ty nie miewasz miłych odmienności Malfoy! Ani miłych gestów! Gadaj o co chodzi? - Granger skrzyżowała ręce na piersiach i wnikliwie wpatrywała się w blondyna. Jej długie włosy falami opadały na ramiona, przez co wyglądała całkiem uroczo. Mimo to blondyn nie miał teraz czasu na myślenie jak wygląda ta wredna gryfonka. Co niby miał jej odpowiedzieć? W końcu wzruszył ramionami.
- Ciekawe wnioski Granger, ale nie mamy teraz na to czasu. Szykuj się, muszę zobaczyć jak ponosisz porażkę. - stwierdził wychodząc. Usłyszał jeszcze odgłos poduszki odbijającej się przez zamknięte drzwi. Kąciki ust mimowolnie uniosły mu się do góry.
Hermiona zaczęła gorączkowo myśleć nad całym tym zdarzeniem, podsumowując zachowanie tej tlenionej fretki. Mimo to, nic jej nie przychodziło na myśl. Z westchnieniem skierowała się do szafy, aby wybrać ubrania i zejść na śniadanie.



 ***



Blaise otworzył oczy i przez chwilę tępo wpatrywał się w sufit. Przypomniał sobie wieczór, kiedy on i czwórka gryfonów byli u Hermiony. Na początku były pewne zgrzyty, ale później nic, żadnej kłótni. Siedzieli na kanapie, pili sok i oglądali przygody rudego kota. Jak mu tam było? Gerfild? Dziwne imię, ale przygody miał fajne. I jest rudy, tak jak... Ginny. I miał nawet ten sam wredny uśmieszek jak ona. No i te cudne dołeczki w policzkach, zgrabne nogi, wcięcie w tali i malinowe usta. A gdyby tak powtórzyć pewne wydarzenia? W sumie, czemu nie? - wyszczerzył się Diabełek. Blaise popatrzył na zegarek, była już 6:08. Musi się zacząć zbierać, jeśli chce iść pobiegać. Przeciągnął się, wstał z łóżka i wyszedł z dormitorium. Poszedł do łazienki i wszedł do kabiny prysznicowej. Szybko się umył i wyszedł, a kiedy zawiązał ręcznik na biodrach ktoś wszedł do łazienki.
- Ratunku! Zboczeniec!
Ginny z przerażeniem popatrzyła przed siebie, gdy tylko spostrzegła Blaise w samym ręczniku od razu oprzytomniała.
- Co... co ty tu robisz?
- Co ja tu robię? Raczej, co Ty tu robisz? Nie widzisz, że łazienka jest zajęta? - powiedział Blaise i od razu wrednie się uśmiechnął - No chyba, że chcesz z niej skorzystać ze mną, to ja nie mam nic przeciwko.
- Nie dzięki, nie zadaje się ze zboczeńcami - gryfonka zarumieniła się po czubki uszu, na myśl o słowach Diabła.
- Zboczeńcami? A kto właśnie wszedł mi do łazienki? A co by było jakbym nie zdążył zawiązać ręcznika? To nie byłby widok dla małych dziewczynek.
- Jakbyś nie zauważył, już dawno nie jestem małą dziewczynką w odróżnieniu od niektórych - powiedziała Ginny i z wysoko podniesioną głową wyszła z łazienki. Zabini przez chwilę popatrzył na drzwi, po czym zabrał się do ubierania.



***


 
Rudowłosa skierowała się w stronę drugiej łazienki. Jak zauważyła, łazienki, którą wybrały z Hermioną. Ze złością przygryzła dolną wargę. Nie patrzyła gdzie idzie i proszę. Skryła twarz w dłoniach. Przecież to wygląda strasznie - stwierdziła z przerażeniem.  Wydarzenia rozegrane przed chwilą tylko jeszcze bardziej utwierdziły ją w przekonaniu, że od Zabiniego trzeba się trzymać z daleka i nie wolno chodzić do łazienki, dopóki się dobrze nie obudzi. Miona może i lubi tą wstrętną, podłą gadzinę,  ale ona miała odmienne zdanie na temat tego bazyliszka. Trzeba go unikać szerokim i długim łukiem. Po chwili myśli Ginny objęły znacznie przyjemniejszy tor. Dziś był nabór do drużyny! Ruda, była za bardzo podekscytowana. Miała nadzieję, że Hermiona się zakwalifikuje, bo w przeciwnym razie... nawet nie chciała sobie wyobrażać pewnego tlenionego blondyna, gdy się dowie, że nie jest w drużynie. Dwa tygodnie męki, jako sługa Malfoy'a. Weasley zadrżała. Jej najlepsza przyjaciółka bardzo dużo trenowała i nie ma innej opcji żeby się nie dostała. W końcu trenowała ją ona sama, no i jeszcze... Blaise. Znowu ten parszywy ślizgon. Czy on musi być taki boski? Nie, zaraz, zaraz okropny. Ten jego wredny uśmieszek, może i idealnie do niego pasuje, ale ona tego nigdy w życiu nie powie na głos. Ale dość! Trzeba się przygotować do naboru, co prawda będzie on dopiero po lekcjach, ale dziś liczy się tylko on. Ciekawe czy Mionka już wstała. Ale będzie zdziwiona kiedy to ja ją obudzę. Ginny wyszła spod prysznica, ubrała się i wyszła z łazienki, dokładnie sprawdzając czy nikogo nie ma w pokoju wspólnym, a zwłaszcza pewnego zboczeńca.
- Szukasz mnie? Już się za mną stęskniłaś? - ślizgon uśmiechnął się zabójczo. Granatowa koszulka opinała jego klatę, do tego białe dżinsy i Blaise wyglądał jak model wyjęty z okładki. Co gorsza doskonale o tym wiedział.
- Odwal się Zabini! - ruda po prostu nie mogła w to uwierzyć. Czy ona naprawdę ma aż takiego wielkiego pecha w życiu?
- Oj wiewiórko, nie przejmuj się, może kiedyś twoje najskrytsze fantazje ze mną się kiedyś urzeczywistnią…
- Nie rozumiesz za pierwszym razem Gadzie? Odwal się! - i nie czekając na odpowiedź jak torpeda pobiegła do swojego dormitorium. Dopiero w nim zauważyła, że jest już 7:16, trochę się zasiedziała w łazience. Podeszła do lustra, poprawiła ubranie, włosy i wyszła do dormitorium obok. Sądząc po godzinie, Hermiona już dawno nie śpi, więc Ginny bez ceregieli weszła do środka.
- Malfoy, wynoś się stąd! - nim ruda zdążyła choćby otworzyć usta, przed oczami już widziała różdżkę i groźną minę przyjaciółki.
- Oh, Ginny. Przepraszam cię, ale myślałam, że to Malfoy.
- Znowu się naprzykrzał?
- Znowu i zaczyna mnie to coraz bardziej niepokoić. O co mu może chodzić? Przecież nagle nie zmienił się i nie uznał, że będzie mnie lubić.
- To musi być jakiś podstęp. Uknuł coś z Zabinim, żebyś nie dostała się do drużyny.
- Blaise? Wątpię. On przecież pomagał mi w treningach, a poza tym jest moim przyjacielem i chce, żebym się dostała.
- Ale nie zapominaj, że przyjaźni się też z Malfoyem - powiedziała Ginny. Cała ta sprawa z Draco coraz bardziej zastanawiała Ginny i Hermionę, pierwsza uważała, że podstępem aż cuchnie, a druga nie miała pojęcia co o tym myśleć. W dodatku, kiedy spytała Blaise o dziwne zachowanie blondyna, ten tylko wzruszył ramionami i tajemniczo się uśmiechnął. Zawsze kiedy Miona powracała do tego tematu nie odpowiadał i od razu zmieniał temat.
- Myślisz, że po naborze do drużyny mu przejdzie?
- Nie sądzę, wydaje mi się, że będzie robił wszystko, aby odciągnąć cię od treningów Quidditcha. -odparła zdecydowanie ruda.
- A skąd pewność, że mnie przyjmą? A może spadnę z miotły?
- Nawet tak nie myśl! Wszystko się uda zobaczysz, a kiedy już zdobędziemy puchar... będziesz mogła delektować się przegraną Malfoy'a. Hermiona zatrzymała się.
- Ginny wiem, jak bardzo chcesz zdobyć puchar, ale oni mają wiele lat doświadczenia. Ty także, ale ja nie. Jeśli rzeczywiście jakimś cudem zostanę przyjęta do drużyny, nie licz, że ze mną pokonasz inne drużyny. - skrzywiła się Hermiona
- Czasami za dużo myślisz Miona. - ruda dała swojej przyjaciółce kuksańca - A teraz chodź! Czas na śniadanie. - roześmiała się. W Wielkiej Sali dało się odczuć rosnące z każdą chwilą podniecenie oraz ekscytację. Dziewczyny podeszły do stołu Gryffindoru i od razu zabrały się za jedzenie. Wszyscy zajęli się śniadaniem. W pewnej chwili Granger zamarła.
 Obok Dumbledor'a stała ta sama dwójka, która wznosiła skrzynie, parę tygodni temu. Na Godryka! Przecież dyrektor miał wyjaśnić na kolacji o co chodzi z konkursem, ale wtedy jej przyjaciele zrezygnowali z pójścia tam, bo miała urodziny! Chociaż, gdyby już było coś wiadomo, to przecież ktoś, by coś wiedział. Gryfonka zamyśliła się. Wszystkie plotki rozprzestrzeniały się w Hogwarcie z prędkością światła. Nie, niemożliwe. Pewnie wszystko zostało przełożone. W sumie to dobrze. - myślała dziewczyna - Na razie stanowczo mamy za dużo obowiązków.
- Proszę o uwagę. - zaczął dyrektor. W sali natychmiast zrobiło się cicho. - Wraz z kapitanami poszczególnych drużyn ustaliliśmy dni, w których odbędzie się nabór do drużyny. Dzisiaj jest kolej Gryffindoru. Pani Weasley, Panie Potter, czy ustaliliście już godziny na zajęcie boiska?
Ruda uśmiechnęła się do Potter'a, a on kiwnął jej głową. Po czym wyjaśnił wszystkim, że to Ginny, jako pierwsza zrobi nabór w drużynie. W końcu Harry'emu nie brakowało, aż tyle zawodników jak jej. Po chwili każdy wrócił do jedzenia.
- Wreszcie będzie się coś działo. - westchnął z zadowoleniem Ron.
- Jakbyś nie zauważył to od początku roku coś się dzieje - stwierdziła Ruda z zirytowaniem, smarując sobie tosta.
- Chodziło mi o Quiddticha. - Ron zatarł ręce - Musimy wszystkich ograć - mówił dając piątkę Potterowi.
Harry zaśmiał się i kiwnął głową.
- No dziewczyny uważajcie w tym roku. - poruszył zabawnie brwiami. Gin prychnęła.
- Ogramy Was zanim zdążycie powiedzieć "Złoty Znicz". Prawda Miona?
Lecz Hermiona ich nie słuchała. Czując na sobie czyjś wzrok, rozejrzała się po sali. Zauważyła Lunę, która jej pomachała, na co gryfonka zrobiła to samo. Zauważyła także Blaise'a przy stole ślizgonów, który co prawda w kogoś się wpatrywał, lecz nie była to ona. Obróciła głowę i z uśmiechem zauważyła, że jego maślany wzrok chodzi po jej przyjaciółce. Ginny jednak wcale tego nie zauważała. Hermiona uśmiechnęła się lekko. Po chwili zauważyła w końcu, kto tak się w nią wpatruje. - Fretka nie chce się odczepić. - pomyślała, ze złością. Po chwili zauważyła na twarzy blondyna ironiczny uśmiech, który kierował w jej stronę. Ze złością wymalowaną na twarzy odwróciła szybko głowę.
- Hermiona, żyjesz? - Potter machał jej ręką tuż przed nosem.
- Żyje, żyje Harry. - trzepnęła go.
- O kim tak myślałaś? - spytała ruda, z błyskiem w oczach.
Hermiona zarumieniła się na myśl, że w jej myślach chwilowo gościł Malfoy.
- O Quidditchu oczywiście - odparła machając lekceważąco ręką. Ginny spojrzała na nią z miną pod tytułem "Ty mi oczu nie zamydlisz", lecz mimo to wróciła do rozmowy z chłopakami, do której także przyłączyła się Hermiona.
- Nie pozwolimy ślizgonom zgarnąć puchar. - Ron walnął pięścią w stół.
- Oczywiście, że nie! - przyłączył się Dean.
- Wygramy z nimi. - zakrzyknął Seamus, który nagle pojawił się obok nich. Po chwili większość gryfonów stłoczyła się koło czwórki przyjaciół dając sobie wzajemnie rady i okrzyki otuchy, na co ślizgoni patrzyli z wyraźną kpiną. Za to krukoni i puchoni z niepokojem. W końcu Hermiona stwierdziła, że wystarczy i oznajmiła wszem i wobec, że udaje się do biblioteki. Po czym ruszyła w tamtym kierunku, zostawiając przyjaciół, którzy nadal dyskutowali o swojej ulubionej grze. Granger miała ważniejsze zadania do roboty. Prócz tony pracy domowej, którą mieli na dzisiaj i którą chwała Godryku miała już za sobą. Musiała przypomnieć sobie najbardziej niebezpieczne trucizny, bowiem Snape oznajmił, że koniec z latami swobody.
- Jakbyśmy jakieś mieli. - mruknęła pod nosem gryfonka, odgarniając swoje włosy, które o dziwo, dzisiaj były nawet do zniesienia. Przyśpieszając kroku, w myślach wymieniała książki, które koniecznie musiała zobaczyć przed lekcjami.



 ***




Wiatr wiał z ogromną siłą, podnosząc do góry kolorowe liście. Czuło się coraz bardziej nadchodzącą jesień. Promienie słońca wpadały przez okna na korytarze Hogwartu oświetlając ogromny zamek. Uczniowie z ociąganiem kierowali się do klas, zaczynając kolejny dzień nauki. Pokój ślizgonów był już prawie zupełnie pusty. Co bardzo odpowiadało, pewnym dziewczętom, które po chwili skierowały się do dormitorium Greengrass. Panował tam straszny bałagan. Łóżka były nie pościelone. Ubrania wszędzie porozrzucane, a w powietrzu unosiły się dziwne zapachy. Ślizgonki z obrzydzeniem, patrzyły na pokój koleżanek, natychmiast wołając skrzaty do pomocy. Kiedy wszystko było już czyste usiadły i z zapałem oddały się rozmowie.
- Zrobimy to dzisiaj! - stwierdziła Ashley.
Dafne Greengrass od razu jej zawtórowała. Pansy z niepokojem rozglądała się po czystym pokoju. Wcale nie chciała tu być. Dormitorium zapełnione było zdjęciami Dracona Malfoy'a . Dziewczyna pokręciła głową. Poprawiła spódnicę i ze złością patrzyła na koleżanki przypominając sobie powód tego spotkania. Ona nie chciała tego robić! A jeśli Blaise'owi coś się stanie?! To jej przyjaciel!
- Nie zgadzam się. - mówiła, a jej czarne oczy zalśniły. - Na pewno stanie się coś złego.
- I o to chodzi! - warknęła blondynka, odgarniając swoje krótko obcięte włosy. - Nie rozumiesz? \ Jak on mnie potraktował?! Nie jestem żadną zabawką! - warknęła. Nikt nie będzie kpił sobie z niej. Pochodziła z czysto krwistej rodziny i należał jej się szacunek!
Parkinson cofnęła się pod nagłym wybuchem koleżanki. Mimo to nie zamierzała odpuścić. Wiedziała, że plan, który zorganizowały jej przyjaciółki, sprawi im kłopoty.
- Wszystko jest już gotowe! - krzyknęła nadchodząca Astoria.



 ***



I oto jest. Długo wyczekiwana chwila przez prawie całą szkołę. Lecz dla niej było to prawdziwe wyzwanie. Hermiona stała na boisku do Quidditch’a i zastanawiała się jakby tu najszybciej zwiać. Za chwilę miał się rozpocząć nabór do żeńskiej drużyny, a ona z ledwością stoi na dwóch nogach.
- Dobra dziewczyny. -zaczęła Ginny, a dziewczęta z Gryffindor’u otoczyły ją. - Za chwilę zaczynamy. Po prawej stronie ustawiają się te co chcą grać na pozycji obrońcy, w środku pałkarze, obok ścigające i szukające. Na początek obrońcy!
Hermiona w duchu podziękowała przyjaciółce, że na początek nie szukające. Będzie miała jeszcze trochę czasu na uspokojenie się. Mimo wielkiej nadziei, że czas zatrzyma się w miejscu, on jakby biegł. Nim się obejrzała Ginny zdążyła wybrać obrońcę, którym została Lavender Brown, która ku zaskoczeniu wszystkich okazała się świetna. Pałkarzem została Parvati Patil i Demelza Robins a na miejsce ścigających prócz rudej, zajęły Alicje Spinnet i Katie Bell, co nie wywołało zdziwienia i szoku, a na koniec naboru nadszedł...
-Czas na szukające!- zawołała ruda. Teraz nie było już odwrotu. Ale co będzie jak sobie nie poradzi, jak nie przyjmą ja do drużyny? Nie, dość tego, skup się, dasz radę. - myślała gorączkowo Miona i powoli, aby nie upaść, podeszła do przyjaciółki.
-Dobra, za chwilę wypuszczę złotego znicza, ta która go złapie zostanie przyjęta do drużyny, wszystko jasne? - popatrzyła po kolei na kandydatki, wszystkie twierdząco pokiwały głowami. Hermiona dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wcześniej ich nie zauważyła. Oprócz niej na pozycję szukającej chciały się też dostać Fay Dunbar i Eloise Migden. W czasie gdy Ginny mocowała się z pudłem od piłek, gryfonka skorzystała z okazji i spojrzała w stronę trybun. Na wieży Gryffindor’u siedzieli Harry i Ron oraz reszta gryfonów. Na wieży Slytherin’u siedział Blaise, który machał do niej wszystkim czym się dało. No i Malfoy.
- Dziewczyny na miotły! - zawołała Ginny. Hermiona przełknęła ślinę starając wreszcie skupić. - Za 3... 2... Teraz! - krzyknęła i uwolniła złoty znicz. Dziewczyny wspięły się od razu w powietrze. Gdy tylko tam się znalazły brązowooka od razu straciła z oczu Fay i Eloise. Co teraz? Gdzie jest złoty znicz? - myślała gorączkowo. Wiedziała, że musi się skupić i jak najszybciej coś wymyślić. Zastanowiła się przez chwilę i już wiedziała co teraz ma zrobić. Postanowiła polecieć jeszcze wyżej, choć nadal miała lęk wysokości. Dzięki Ginny nie był już taki duży, ruda poradziła jej, aby skupiała swoje myśli na czymś przyjemnym, a teraz była to radość z przyjęcia do drużyny i mina tlenionego ślizgona. Przez dłuższą chwilę krążyła nad boiskiem, mocno trzymając miotłę i w końcu dostrzegła swój cel. Bez chwili zastanowienia poleciała po klucz do drużyny. Gdy była już niedaleko znicza, kątem oka spostrzegła Fay i Eloise lecące tuż koło niej.
-Dajesz Mionka!!! Pokaż tym dziewuchom kto tu rządzi!!! - darł się Blaise z trybun. Gryfonki leciały tuż przy sobie, każda z wyciągniętą ręką, bo złoty znicz był już tak blisko, lecz w następnej sekundzie jakby rozpłynął się w powietrzu, a Hermiona o mało co nie uderzyła w wieże Ravenclawu.
-Gdzie on się podział?! - zawołała zszokowana Fay. Hermiona bardzo dobrze rozumiała jej wzburzenie, były już tak blisko celu, a tu nagle. No cóż nikt nie mówił, że będzie miło i przyjemnie, w końcu jest to nabór do żeńskiej drużyny Quidditch’a, a nie głaskanie kotka. Brązowooka postanowiła dla odmiany teraz polatać na dole. Okrążyła już całe boisko, a po zniczu ślad zaginął. Zrezygnowana popatrzyła się w kierunku przyjaciółki, która z kolei patrzyła na wieże Slytherin’u. Zaintrygowana popatrzyła w tamtą stronę i zobaczyła wściekłego Malfoy'a dość głośno wyrażającego swą opinię i Blaise, który patrząc na nią wymachiwał rękoma i coś mówił. Wyglądał jakby tańczył taniec godowy, Hermiona chciała podlecieć do Zabiniego, ale wiedziała, że nie może, jej konkurentki mogłyby uznać, że ktoś jej pomaga i nawet gdyby złapała złotego znicza, to nie dostałaby się do drużyny. Pozostało jej nic innego jak czytanie z ruchu warg przyjaciela. Podleciała trochę bliżej do wieży Slytherinu, aby dla innych wyglądało to jakby oglądała się za zniczem. Tam jest złota szynka. Miona ze zdziwieniem zmarszczyła brwi. Jaka szynka, o co Blaise’owi może chodzić? Zrobił się głodny? Jednak w następnej sekundzie Hermiona zrozumiała, chodzi mu o znicz!! Spojrzała w skazywanym kierunku i po chwili dostrzegła złotą piłeczkę. Szybko uśmiechnęła się do Blaise i poleciała. Złoty znicz znajdował się teraz prawie na środku boiska, w połowie drogi Hermiona z przerażeniem zobaczyła, że Fay leci prosto na nią, a właściwie prosto na znicz. W pierwszej chwili miała ochotę się wycofać. Nie będzie ryzykować życiem dla małej piłeczki.
- Dalej Miona, złapiesz go! - krzyknął Zabini, jakby właśnie czytał jej w myślach. Nie, nie mogę się poddać, za dużo trenowałam. Nie mogę zawieść Ginny i Blaise, muszę go zdobyć. - myślała Miona i błagała aby to jednak Dunbar zrezygnowała. Jednak im bliżej znicza były, tym bardziej brązowooka się denerwowała, Fay nie odpuszczała, a ona nie była pewna swojej decyzji, a co jeśli wlecą na siebie? Dziewczyny były już bardzo blisko, Fay wyciągnęła rękę i Hermiona zrobiła to samo, modląc się w duchu, aby obie przeżyły. I wtedy znicz, jakby chcąc zrobić im na złość poleciał do góry, Miona widząc, że zmienia kierunek schowała rękę i pociągnęła miotłę w górę, aby lecieć za nim. Gryfonce wydawało się, że znicz, o ile to możliwe przyspieszył, więc zrobiła to samo. Minęła właśnie wieżę Gryffindor’u słysząc okrzyki Rona i Harry'ego. Wydawać by się mogło, że znicz ma dziś gorszy dzień i niczego nie ułatwia, wręcz na odwrót, raz leciał na dół, chyba tylko po to, aby od razu polecieć na górę, skręcał co chwilę raz w prawo, raz w lewo. Hermiona była już zmęczona, chciałaby go jak najszybciej złapać i położyć się w dormitorium na swoim mięciutkim łóżku. Jednak na to musiała jeszcze chwilę poczekać. Przyspieszyła i robiąc przedziwne akrobacje w powietrzu leciała za zniczem. Teraz już na pewno go złapie. Musi go złapać. Znicz leciał w kierunku wieży Slytherin’u, kątem oka zobaczyła, ze pozostałe dziewczyny też go zobaczyły. Miona była już niedaleko, obawiała się jednak tego, co zrobi znicz. Miała nadzieję, że nie przeleci przez wieżę. Wyciągnęła rękę i z bijącym jak oszalałe sercem przyspieszyła, znicz skierował się w kierunku wieży i w ostatniej sekundzie poleciał w górę, Hermiona zrobiła to samo, przesunęła się na miotle, wydłużyła jak tylko się dało i już tylko kilka centymetrów oddzielało ją od znicza. Słyszała jak Fay i Eloise lecą tuż za nią, słyszała okrzyki gryfonów i Blaise'a i już... Tak blisko...

CDN