środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 16 Garfield łagodzi obyczaje.

Serdecznie zapraszamy na kolejny rozdział:D Miałyśmy problemy  i dlatego tak długo rozdziału nie było, lecz wierszyk na przeprosiny dla Was mamy ;d

Ginny unika Blaise'a jak ognia.
Między Krzywołapem, a Leną będzie wojna.
Hermiona i Draco sztyletują się wzrokiem.
Lav i Ron pocałują się przed zmrokiem.
Harry w nauce się zatraci,
ktoś będzie chciał się pozbyć mokrych gaci.
Diabełek od Smoka nauczke dostanie
Wiewiórka i Mionka zaczną gadnie...
Co się jeszcze dzisiaj stanie?
Lecimy, czas rozwiesić już pranie!


Sofii i Lola <3


- Lena wracaj! - Malfoy był u kresu sił - Cholerny pies - mruknął pod nosem, patrząc na oddalającą się suczkę. Miał nadzieję, że wróci w odpowiednim momencie i nie będzie się musiał tłumaczyć Granger. Zacisnął pięści. Lepiej o niej nie myśleć. Westchnął. Kiedy tylko wrócił do Pokoju Wspólnego, napadła go tam suczka, żądając spaceru. Zirytowany blondyn ani myślał się na to zgodzić, lecz te jej oczy... w końcu niedawno okropnie ją potraktował. Opuścił ręce ze śmiechem. Rozczula się nad psem... no, ale zawsze miał słabość do zwierząt. Po jakiś 30 minutach, pies wrócił merdając ogonem, z patykiem. Położył go, jakby na coś czekając. Draco spojrzał rozbawiony na Lenę.
- No, mała.. Pokaż co potrafisz - powiedział i rzucił daleko patyk. Suczka od razu porwała się do biegu.
- No, Dracze, nie wiedziałem, że teraz Ty zajmujesz się Leną - odparł Theodor zmierzając ku niemu. Malfoy uśmiechnął się.
- Niestety, biedactwo nadal zostaje pod opieką Granger - odparł spoglądając w stronę, w którą pobiegł pies. Nott uniósł ze zdziwieniem brwi.
- To czemu się nią zajmujesz? - spytał zaciekawiony. Blondyn wzruszył ramionami.
- Bo tak - odparł spokojnie. Przyjaciel nic nie odpowiedział, tylko usiadł obok Dracona. Malfoy już taki był. Theo przyzwyczaił się do tego typu odpowiedzi. Krótkie i na nic nie odpowiadające. Nott wybrał się na krótki spacer po błoniach, a kiedy zobaczył przyjaciela z Leną postanowił do nich podejść i pogadać.
- To co dzisiaj robimy Smoczku?
-Ostrzegam cię Nott, nie przeginaj z tym "Smoczkiem". Nie mam zamiaru później tłumaczyć, czemu znalazłeś się w skrzydle szpitalnym - odparł Malfoy, na co obaj wybuchli śmiechem. W tym momencie podbiegła do nich Lena, merdając ogonem z zadowolenia.
-No co? Jeszcze raz? - spytał blondyn, widząc, że pies daje mu patyk pod nogi. Draco wziął go i rzucił nim, a Lena od razu porwała się, aby go znaleźć. Theo widząc przyjaciela bawiącego się z psem uśmiechnął się pod nosem.
-Widzę, że pupilek Granger Cię polubił.
-Na pewno bardziej od jej właścicielki która się nią w ogóle nie zajmuje. Zobaczysz ona nie będzie chciała do niej wracać - powiedział ślizgon patrząc w kierunku, w którym pobiegł pies. Ślizgom machnął lekceważąco ręką.
- Przesadzasz. Sam wychodziłem z Hermioną i suczką na spacer - powiedział Theo.
-Następny. Na Salazara, co wy macie z tą Granger? Umówiliście się na wspólne bronienie jej, czy co? - spytał Malfoy, przypominając sobie uderzenie Blaise’a. Nott roześmiał się szczerze. Jego brązowe włosy rozwiały się na wietrze. Spojrzał na blondyna ze szczerym uśmiechem.
- Blaise chyba ma racje - stwierdził po chwili spoglądając z zamyśleniem w przestrzeń.
- Z czym? - zdziwił się Malfoy.
- Ty naprawdę polubiłeś Granger.

 














                                                                    ***














Podeszła do lustra i wygładziła swoje długie blond włosy, które odziedziczyła po tacie. Odgarnęła kosmyk, który spadł jej na twarz. Przyjrzała się swoim miodowym oczom, które mimo zmęczenia połyskiwały. Jej lekko różowa sukienka, była podarta w paru miejscach. Mimo to nadal wyglądała w niej niezwykle pięknie. Posiadała idealną figurę, z czego zawsze się cieszyła, jednak teraz nie zdobywała się nawet na słaby uśmiech. Miała dzisiaj naprawdę ciężki dzień, w dodatku przyjechał Edward. Amy wywróciła oczami. Zazwyczaj za każdym razem wiedziała jak znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, lecz tym razem nie miała pojęcia co zrobić. Rodzice nie raz jej mówili, że będzie wspaniałą królową. Lecz jeśli to wiązało się z takimi obowiązkami... Przygryzła ze zdenerwowaniem wargę. Od kiedy rodzice przedstawili jej tego księcia, ciągle chodziła zdenerwowana. Lecz kto by niby nie był, gdyby się dowiedział, że ma wyjść za człowieka, którego nie zna. Jak go poznała wcale nie było lepiej. Jednak teraz on nie chciał zostawić jej w spokoju. Myślała, że oboje po prostu się zbuntują i przekonają rodziców, ale teraz... po twarzy pociekły jej łzy.
- Amy, Amy! - Anabell wbiegła do pokoju w jedwabnej piżamie podskakując z zadowoleniem, a tuż za nią przybiegła jedna ze służących, dysząc.
Blondynka szybko wytarła łzy i wysilając się, uśmiechnęła się do swojej młodszej siostry. Prawie nie były do siebie podobne. Mała miała czarne, długie, lekko kręcące się włoski przy końcach, oraz duże niebieskie oczy. Nie była szczuplutka jak swoja starsza siostra, tylko odrobinę pulchna, jednak do małego grubaska było jej daleko. Poruszała się z gracją tancerki, choć nigdy sama nie tańczyła. Posiadała niesamowity urok, dzięki któremu mogła wszystkich oczarować.
- Panienko! Proszę się uspokoić! - mówiła Marlena, służka, która przybiegła zaraz za małą księżniczką.
- Nic się nie stało - odparła Amy machając ręką. - Możesz iść, zajmę się nią - zapewniła blondynka. Kobieta pokiwała głową i wyszła.
- Jedziemy, jedziemy!!!- śpiewała Anabell tańcząc w kółko - Słyszysz? Jedziemy! - krzyczała.
- Ale gdzie? O co chodzi? - zdziwiła się Amy.
- Jak to gdzie? Do Hogwartu! - zapiszczała Bella.
- Kiedy?!
- Chyba pod koniec listopada, ale świetnie prawda?! - mała była strasznie podekscytowana. Pierwszy raz zobaczy Hogwart! Tą słynną szkołę dla czarodziei. Super!
- To niemożliwe, rodzice nic nie mówili!
- Mówili! - Anabella pokręciła głową - Ale Ty w ogóle nie słuchasz!
- Słucham! Tylko wtedy pewnie...
- Powtarzali to 10 razy!
- Bella przestań!
- Pff…
- Nie zachowuj się jak dziecko! Masz już dziesięć lat! Za rok mogłabyś pójść do Hogwartu - starsza siostra, groźnie spojrzała na niebieskooką.
- Nie mogłabym, tylko pójdę! - świergotała księżniczka.
- Niby jakim cudem? Chodzimy przecież do Beauxbatons - odparła Amy.
- Zobaczysz! - oczy Belli pojaśniały nagłym blaskiem, po czym wypadła z pokoju w podskokach. Blondynka pokręciła głową z politowaniem. Co ta mała znowu wymyśliła? Westchnęła ciężko wzruszając ramionami.














                                                                      ***
















- No już, włączaj. Jeszcze tylko chwilę - nalegał Blaise patrząc na Hermionę błagalnie.
- Godzinę temu mówiłeś to samo.
- Ale tym razem tak będzie, obiecuję.
- No już dobrze - powiedziała zrezygnowana dziewczyna. Zabini siedział u niej już od półtorej godziny i oglądał telewizję, Mionie to nie przeszkadzało, ale na Godryka, ile można? Gryfonka wzięła pilot do ręki, włączyła "magiczne pudełko" i zaczęła szukać czegoś co spodoba się ślizgonowi. Trzeba było przyznać, że w tej kwestii Zabini był bardzo wybredny i gdy Hermiona była już u kresu sił…
- Stop! Co to było?
- To? To jest... Garfield.
- Możesz zostawić - zgodził się łaskawie i zaczął obserwować jak gruby kot wspina się na kanapę. Hermiona przez chwilę stała z szeroko otwartymi oczami. Było tyle ciekawych programów, a on chciał akurat kreskówkę. No, ale tak to już jest, chłopak zawsze zostaje dzieckiem. Brązowooka przez chwilę jeszcze popatrzyła na przyjaciela, który nie odrywał wzroku od telewizora i zabrała się za resztę pracy domowej. Po niespełna piętnastu minutach usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę!- zawołała Hermiona porządkując papiery na biurku. Do dormitorium weszła zadowolona Ginny.
- Cześć Mionka, nie przeszkadzam? Wiem, że chłopaków jeszcze nie ma, ale przyszłam bo strasznie mi się nudziło - powiedziała, a jej wzrok padł na Blaise - A ten klops co tu robi?
- To, że ten kot jest trochę bardziej puszysty niż reszta, nie oznacza, że jest klopsem - odparł Zabini tonem pełnym oburzenia.
- Ale ja wcale nie mówiłam o kocie - powiedziała z wrednym uśmieszkiem.
- Ja też nie jestem klopsem wiewiórko. Po prostu jestem umięśniony.
- Ciekawe z której strony?
- Nie wierzysz? Mam ci pokazać? - spytał ślizgon z wrednym uśmieszkiem, łapiąc się za dół bluzki, gotów ją w każdej chwili zdjąć.
- Nie! Błagam! Oszczędź nam tego okropnego widoku! - zawołała Ginny widząc, że chłopak nie żartuje.
- Okropnego widoku? Mój brzuszek jest boski, zresztą tak jak jego właściciel.
- Boski?! Ty chyba nigdy nie widziałeś się w lustrze.
- Każdego dnia widzę. I każdego dnia widzę w nim super przystojniaka.
- No chyba nie.
- Dobrze, już dobrze. Blaise chyba już pora, abyś wrócił do siebie - powiedziała Hermiona, próbując się uspokoić.
- Co, teraz? Mój Garf się nie skończył.
- A ty dzieckiem jesteś, że bajki oglądasz?
- Masz z tym jakiś problem? - zapytał Blaise, krzyżując ręce na piersiach. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi – O, mamy gości. To jakieś dziewczyny? - i nie czekając na reakcję gryfonek poszedł otworzyć drzwi.
- E, to tylko Potter i Weasley. Mam ich wpuścić Mionka?
- Herm, a co on tu robi?
- Jak to co, stoję, nie widzisz?
- Spokojnie Ron, Blaise pójdzie kiedy Garfield się skończy. Nie musisz się od razu denerwować.
- Mam nadzieję - rzucił Ron pod nosem i razem z Harry'm weszli do środka dormitorium - Mam nadzieję, że ten Garfild się za chwile skończy. - Niestety Ron nie miał racji, bo bajka trwała i trwała, ale po dziesięciu minutach oglądania razem nikomu to nie przeszkadzało. Gdyby ktoś wszedł teraz do środka ujrzałby zaskakujący widok. Czwórka gryfonów i jeden ślizgon, siedzących na kanapie i śmiejąc się do rozpuku z poczynań grubawego kota, wprawiłby w zdziwienie niejednego ucznia i nauczyciela.
- Ten kot jest genialny - powiedziała Ginny ocierając sobie łzy ze śmiechu, w czasie trwania przerwy.
- Ten kto wymyślił tę bajkę jest geniuszem - powiedział Harry - dawno się tak nie uśmiałem.
- Może się czegoś napijemy?- spytała Hermiona i wyczarowała dzbanek soku dyniowego i pięć szklanek.
- Jak myślicie kto w tym roku wygra Puchar Quidditch'a? - spytał Zabini, nalewając sobie soku.
- Gryfoni – powiedziała jednocześnie czwórka przyjaciół.
- Czy tylko ja tu racjonalnie myślę? Oczywiście, że ślizgoni wygrają. Ale spokojnie nie tylko to, myślimy też o Pucharze Domów w tym roku. Snape by się ucieszył.
- Co? I jeszcze Puchar Domów? Możecie koło niego conajmniej przejść, w tym roku Gryfoni zgarną wszystko - odparł Ron.
- Zobaczymy kto koło niego będzie tylko przechodził, ja tam mam zamiar go trzymać.
- Skończyliście już czytać rozdział siódmy i ósmy? - spytała szybko Hermiona, nie chcąc słyszeć odpowiedzi przyjaciela, czuła, że nie będzie najmilsza.
- Co? Z czego? - spytał zdziwiony Blaise.
- Z "Poradnika transmutacji dla zaawansowanych".
- Długie są? - spytał zaniepokojony Ron, który najwidoczniej też nie przeczytał.
- Razem będą miały chyba ze sto stron - powiedziała Ginny.
- Co?! Aż tyle?! - zawołali razem Zabini i Weasley.
- Trzeba było zabrać się za to od razu, a nie czekać na ostatni moment - pouczyła ich Hermiona.
- A radziłabym zabrać się za to od razu, sto stron zapisanych małym druczkiem i bez żadnych obrazków - powiedziała ruda z wrednym uśmieszkiem.
- I jeszcze bez obrazków? McGonagall chce żebym umarł z nudów?
- Nie, ona chce żebyś umarł z przemęczenia - odparł Harry i akurat w tym momencie zaczął się na nowo Garfield. Pomimo początkowego przygnębienia, Ron i Blaise śmiali się jak przed przerwą. I po niespełna pięciu minutach sto stron do przeczytania na jutro odeszło w niepamięć. No bo w końcu grubawy kot jest najlepszą pociechą, a McGonagall zrozumie czemu nie odrobili pracy domowej. Hermiona pokręciła litościwie głową. Ona sama zamierzała odrobić pracę od McGonagall choćby nie wiem co.















                                                                 ***












Malfoy zdjął koszulę i rzucił się na łóżko wtulając głowę w poduszki. W uszach ciągle dźwięczały mu słowa przyjaciela."Ty naprawdę lubisz Granger". Obrócił się niespokojnie na plecy patrząc w zielony sufit. Zamknął oczy wspominając ciąg dalszy tej rozmowy.

"- Odbiło Ci? - spytał blondyn patrząc na Theo z przerażeniem, choć dobrze ukrytym pod maską obojętności - Skąd Ci się biorą takie chore pomysły? - pokręcił głową z politowaniem.
- Zawsze byłeś dobrym kłamcą Dracze - odparł Nott nadal uśmiechając się z zadowoleniem.
- Przyznaj się! Co brałeś? - Malfoy potrząsnął przyjacielem.
- To Ty się przyznaj - odparł spokojnie przyjaciel.
- Chyba żartujesz. - prychnął Malfoy, strzepując niewidzialny kurz z bluzy.
- Ale wiesz, że to prawda. Im bardziej sobie to uświadamiasz tym bardziej jej dokuczasz. Choć próbowałeś przestać, prawda? Wtedy, kiedy przez Ciebie płakała.
- Ja.. skąd... nie...- Draco z zaskoczeniem spoglądał na Nott'a.
- Skąd wiem? Widziałem, że próbowałeś. Ty się po prostu boisz Malfoy. Boisz, że ona może do Ciebie dotrzeć. Nie chcesz nikogo do siebie dopuścić - Theo spojrzał poważnie na przyjaciela - Boisz się, że nie dasz rady odeprzeć ją od siebie. Dlatego takie jesteś. Ślizgon wstał i spojrzał na blondyna świdrując go wzrokiem. Nie masz się czego obawiać. Powinieneś w końcu zaufać. Nie mówię tylko o niej Smoku..."

Malfoy przykrył twarz poduszką próbując pozbierać myśli. Nott miał rację. Cholerną rację. Arystokrata wstał, przechadzając się po pokoju. To nie było tak, że nie ufał, że nie wierzył w miłość czy w co tam jeszcze. Bał się. Sam przed sobą musiał to przyznać. Taka była prawda. Theodor jednak miał rację. Nie miał się czego obawiać. Miał przy sobie prawdziwych przyjaciół. Nie zostawili go, jak byli śmierciożercami i nie zostawią go teraz. Znów usiadł na łóżku oddychając głęboko. Lekki uśmiech wpłynął mu na twarz. Wiedział już co robić