Nie mógł w to uwierzyć. Był wściekły. No może nie tak bardzo jak przed kolacją na Ginny i Deana, ale i tak myślał, że nie wytrzyma i wybuchnie. Jak ta idiotka śmiała? I to jeszcze jemu. Już miał wejść do środka i urządzić Dafne aferę stulecia, gdy przypomniał sobie o Snape'ie i szlabanie. Gdyby go nie było... Nawet nie chciał o tym myśleć. Spojrzał na zegarek. Była 19:55! Blaise myślał gorączkowo z ręką na klamce. Ma pięć minut na dotarcie z drugiego piętra do lochów. Jeśli się wystarczająco pośpieszy... Spojrzał na drzwi, po czym zacisnął zęby i pobiegł jak diabeł do lochów. Ostatecznie Snape'a bał się bardziej niż głupich ślizgonek.
***
- Spóźnienie panie Zabini - powiedział Snape, gdy tylko zasapany Blaise wkroczył do jego gabinetu.
- Ale... tylko... minutę - wysapał Diabeł. Pomimo świetnej kondycji i tak był zmęczony, przecież niecodziennie jak szalony biega po schodach.
- To i tak wystarczy, abyś ty, pani Weasley i pan Thomas jutro też się tu zjawili.
Siedząca naprzeciwko Snape'a Ginny posłała ślizgonowi mordercze spojrzenie, a temu od razu odechciało się wykłócać z profesorem.
- A teraz siadaj i słuchaj - zagrzmiał nauczyciel - za wasze krzyki, które słychać było w całym zamku, wymyśliłem specjalne zadanie od którego odechce wam się kłótni. - uśmiechnął się wrednie. - Umyjecie nocniki w gabinecie pani Pomfrey. Ręcznie- uśmiechnął się złośliwie Snape
- Ale profesorze to obrzydliwe - Ginny z emocji aż wstała i zaczęła wymachiwać rękoma.
- Nie możemy iść się pobawić w chowanego, w Zakazanym Lesie?- jęknął, wstając Blaise.
- Radziłbym zachować spokój, bo może to się źle zakończyć - odparł profesor tak cicho, przerażająco, że nawet Diabeł musiał usiąść. Snape, który zwykle faworyzował ślizgonów, dzisiaj pokazywał się z jak najgorszej strony - Zrozumieliście?
W odpowiedzi usłyszał tylko niechętne mruknięcia pod nosem.
- Jak skończycie, to znajdziecie tutaj swoje różdżki. Jutro macie przyjść o tej samej porze i bez spóźnień, bo inaczej nie będę tak wyrozumiały.
***
Wizyta u Hagrida była tym, czego Hermionie bardzo brakowało. Gdy razem z Harrym weszli Do pokoju wspólnego gryfonów, zobaczyli Rona siedzącego na jednym z foteli, zamyślonego i popijającego kremowe piwo. Kiedy zobaczył przyjaciół od razu się uśmiechnął i wyraził chęć, aby odwiedzić Hagrida. Początkowo gospodarz był nieco markotny, ale z radością przyjął trójkę młodych czarodziejów. Po niecałej godzinie smętny nastrój znikł i opowiadał im o swoich lekcjach z pierwszorocznymi. Wybuchali śmiechem przy ciepłej herbacie i ciasteczkach Hagrida, które jak zawsze były bardzo duże i bardzo twarde. Gdy zrobiło się już bardzo ciemno, pożegnali się z Hagridem i obiecali, że niedługo znów przyjdą. W drodze powrotnej przyjaciele rozmawiali o szkole, o treningach do quidditch'a. Mia w duchu podziękowała Harry'emu, że nic nie wspominał o Malfoyu i trochę smutno jej się zrobiło, gdy musieli się rozstać. Jednak długo to nie trwało, bo gdy otworzyła drzwi do Pokoju Wspólnego Prefektów znieruchomiała z wrażenia.
- Widzę, że w końcu przejrzałaś na oczy Granger i zrozumiała jaki jestem boski. - powiedział Draco z wrednym uśmieszkiem. - A teraz zamknij drzwi, bo zimne powietrze wieje, jeszcze się przeziębie.
- Malfoy, co to ma być?! - powiedziała gryfonka, gdy jako tako otrzeźwiała i zamknęła drzwi.
- Jak to co? To, Granger, są szczeniaki. Takie małe pieski, które wyszły z dużego psa.
- Wiem, co to są szczeniaki, Malfoy! Ale nie rozumiem skąd one się tu wzięły?
- Podejrzewam, że nie pilnowałaś mojej Leny jak trzeba, znalazł ją jakiś pies i bum... Zostałem dziadkiem.
- Jeśli Ty kiedykolwiek chciałbyś zostać dziadkiem Malfoy, to musiałbyś namówić jakąś kobietę do samobójstwa za życia, czyli spędzania z tobą 24 godziny na dobę i spłodzić najpierw własne dzieci - powiedziała Hermiona, uśmiechając się drwiąco.
- Jakbyś nie zauważyła, to kolejki dziewczyn znajdują się tuż pod moimi drzwiami - uśmiechnął się z wyższością ślizgon.
- Masz rację, jestem pewna, że wszystkie czekają na Twoje skinienie. Szkoda, że ich tu akurat NIE MA - stwierdziła gryfonka.
- Wiem, że jesteś zazdrosna, ale nie musisz się tak denerwować moje małe lwiątko - wymruczał Dracze.
- Twoje?! Twoje?! Ty... ty... ty patentowany dupku!
Malfoy wstał i podszedł do niej niebezpiecznie blisko. Hermiona ze zdziwieniem stwierdziła, że w jego oczach wcale nie ma tyle nienawiści. W sumie... w ogóle jej nie ma...
- Wytłumacz mi Granger... Dlaczego tak reagujesz?
- O... czym ty mówisz? - spytała zarumieniona jego bliskością dziewczyna.
- Naprawdę staram się... być milszy... no, powiedzmy, że milszy. Tak to słowo brzmi łagodnie - zamyślił się, gładząc brodę.
- I co z tego? - oczy gryfonki zaczęły promieniować silnym blaskiem - To nic nie zmienia Malfoy. Nawet gdybyś zaczął bić mi pokłony to i tak nic to nie zmienia - odparła zaciskając pięści.
- Dlaczego?!
- Bo nigdy nie zdobędziesz się na to, aby mnie przeprosić! - dziewczyna zwróciła głowę w drugą stronę.
- Co to ma do rzeczy?- zdziwił się Draco. Dostał za to zranione, a zarazem pełne politowania spojrzenie. Hermiona czmychnęła po koszyk ze szczeniakami, zawołała cicho Lenę i z obstawą skierowała się do swojego pokoju. Gryfonka rozumiała więcej, niż się Malfoy'owi zdawało.
***
- Harry nie wydaje Ci się, że coś tu jest nie tak?- wypalił Ron, smakując czekoladowe babeczki, które dostali od Zgredka, jak tylko przekroczyli próg dormitorium.
- O...oczywiście, że nie... Mm...- odparł Wybraniec, porywając kolejne czekoladowe cudo. Jednak pytanie przyjaciela wzbudziło w nim niepokój. Czyżby Ron zauważył, że Hermiona ostatnio dosyć mocno zadawała się ze ślizgonami? Albo na Merlina! Przypomniała mu się scena na boisku z Malfoy'em! Na chwile odstawiając babeczkę od ust, spojrzał na zadowolonego z siebie rudzielca. Odkąd bez problemu ponownie dostał się do drużyny gryfonów w Qudditch'u, Ron tryskał euforią. Nie, to niemożliwe. Byłby bardziej zdenerwowany gdyby o to chodziło - pomyślał Potter.
- A ja sądzę, że to prawdziwy fart, że McLaggena nie było przy wyborze drużyny - zachwycał się Weasley, spoglądając na babeczke, jak największy cud świata.
- Gdyby tylko się pojawił, od razu wykopałbym go z boiska - skrzywił się Harry, przypominając sobie wszystkie doświadczenia ze wstrętnym gryfonem.
- Cześć wszystkim!- przywitał się raźno Nevill, który od napadu na Hogwart przez Lorda Voldemorta, stał się bardziej odważny. Chłopcy skinęli mu głowami nadal rozkoszując się czekoladowym przysmakiem.
- Częstuj się Nevill - podsunął mu pudełko Potter, za co dostał od Rona spojrzenie Ledwie-dla-nas-wystarczy! Złote dziecko wzruszyło ramionami, ignorując pełne żalu spojrzenia przyjaciela i szczerząc się do Longbottoma zagadnął go o Deana.
- Nie, nie widziałem go dzisiaj, odkąd poszedł do Ginny - odparł ciemnowłosy przyjaciel Wybrańca, sięgając po babeczkę. Na te słowa Wealsey wyprostował się i prawie rzucił do drzwi.
- Wiedziałem, że nie może być tak piękne - wywarczał, przypominając sobie w połowie drogi, że niezbędna będzie do tej okazji różdżka i jakaś wymyślna klątwa, jeśli znowu zobaczy Thomas'a obściskującego się z jego siostrą tak, jak na szóstym roku.
- Zaczekaj chwilę - Harry szarpnął przyjaciela - On jest teraz na szlabanie, zapomniałeś? Hermiona nam to dzisiaj wspominała, żaląc się, że czeka ją jeszcze dyżur - uspokajał rudzielca Potter. Ron zamrugał ze zdziwieniem, oczami starając się przypomnieć co dokładnie Miona wspominała. Po chwili usiadł z cichym "Ach tak " i na powrót rozkoszując się babeczkami wymruczał, że mu się zupełnie należało. Zielonooki chłopak pokręcił litościwie głową, stwierdzając, że lepiej nie informować przyjaciela, o tym, że szlaban Dean spędza właśnie z siostrą rudzielca i pewnym oślizgłym ślizgonem.
***
Draco stał bez ruchu wpatrując się oniemiały w drzwi, które właśnie zatrzasnęły się za pewną lwicą. On miał ją przepraszać?! Zdezorientowany ślizgon stwierdził, że natychmiast potrzebuje kawy i to nie byle jakiej. najlepszej z możliwych, zalanej wodą z odrobiną mleka, oraz dwoma łyżeczkami cukru.Nie rozumiał jak ktoś mógł pić inną kawę, a tym bardziej gorzką. Nieraz z przerażeniem obserwował Diabła, który uwielbiał kawę, z mlekiem, bez żadnego grama cukru.To było zdecydowanie nienormalne! Jego ojciec ciągle powtarzał, że to co on pije to nie prawdziwa kawa, tylko słodkie świństwo, ale Draco zbywał go szybko. Kawa bez gramu cukru! Nie przeżyłby czegoś takiego! Natychmiast wyczarował sobie jego istne cudeńko i rozkoszując się tym wspaniałym smakiem, skierował się do swojego dormitorium. Co prawda powinien tearz ruszać na potrol, na którym wraz z Granger mieli zastąpić Ginny i Blaise'a, co jak zapewne miała zaraz zrobić jego droga koleżaneczka, ale nie mógł się na to zdobyć. Malfoy usiadł w fotelu zastanawiając się głęboko czy przypadkiem nie oszalał. Granger oczekiwała od niego przeprosin? Świat stanął do góry nogami! To tak, jakby Snape umył włosy! Albo McGonagall postanowiła zrobić publiczny striptiz i pokazać co chowa pod tymi szatami! Brrr- dziedzic fortuny zatrząsł się. Może lepiej nie?- stwierdził po chwili w myślach. Wstał, odstawiając pusty kubek z kawy i podszedł do ściany, po czym zastukał dwa razy różdżką. Po chwili wyłoniła się jego tajna skrytka z alkoholem, którą zrobił, jak tylko zorientował się co było w "alkoholowym" barku w Pokoju Wspólnym. Łyknął Ognistej i wrócił do rozmyślania nad swoją pozycją.Dobra, być może, polubił Granger i dlatego więcej nie obrażał jej. No dobra... nie obrażał jej poprzez nazywanie jej "szlamą". Lecz przepraszanie jej... a gdyby tak... Nie! Nie! Malfoy ogarnij się! Skończe w Św. Mungu na oddziale dla chorych umysłowo! - katował się w myślach. Mimo to...cholera miał wyrzuty sumienia!
- Wiedziałem, że to się tak skończy! - Smok popędził do lustra sprawdzając, czy przypadkiem, nie dostał blizny i zaczął się zastanawiać czy nie ma ochoty ratować niewinnych. Nie. Jego nieskazitelna blada twarz wyglądała przystojnie jak zwykle, bez żadnych blizn, czy rudych włosów( gdyby zamiast w Pottera, zaczął stawać się Weasley"em ).
- Nie jest źle - mruknął pod nosem, nakładając na twarz pełen wyższości uśmiech. Starając się zapomnieć o przeprosinach dla panny Wiem- że - nic - nie - wiem Granger. Ruszył na patrol w kierunku błoni. Przyda się mu trochę świeżego powietrza.
***
Draco szedł korytarzami pogrążonymi w ciemności. Tu i tam słychać było chrapanie lub przyciszone rozmowy postaci z obrazów. Była już dosyć późna pora. Kiedy ślizgon wyszedł na błonia od razu spojrzał w niebo. Tego dnia gwiazdy lśniły jaśniej niż zazwyczaj. Wydawało się jakby mrugały do niego. Księżyc w całej swej okazałości unosił się nad nim, jakby dumnie wypinając pierś. Dracze uśmiechnął się ironiczne i zaczął swój obchód, kiedy mijał wieże astronomiczną, zauważył ze zdziwieniem, że ktoś się na niej znajduje, po chwili usłyszał pełen wściekłości wrzask.
- Malfoy ratuj!!
Młody czarodziej gdzieś już słyszał tem wredny głos. Po chwili z najwyższym zdumieniem krzyknął:
- Granger?!
CDN